Właśnie wróciłam pierwszy raz z całkowicie samodzielnej jazdy.
Sama zajechałam do miasta, bez absolutnie żadnych problemów na drodze (oprócz wyjechania z garażu, gdzie lekko zahaczyłam o deskę, ale nie ma żadnego śladu!). Potem miałam jazdę, gdzie głównie parkowałam L-ką. I na szczęście przesiadłam się z instruktorem do mojego auta i przeparkowałam je tyłem do wyjazdu, bo zaparkowałam mega krzywo. Potem przy wyjeździe najpierw było spokojnie, więc wyjechałam, a nagle zjechało się pełno aut! I w sumie to nie trzymałam się żądnej strony, wszyscy mnie strąbili, a mi zależało już tylko na wyjechaniu i inni na szczęście mnie przepuścili, a nikt nie krzyczał i wyjechałam. Potem skręciłam o jeden zakręt za szybko, ale zrobiłam malutką pętle i bez problemu dojechałam do domu. Szkoda tylko, że wjazd do garażu zajął mi 25 minut, ale zaparkowałam mega prosto w garażu i niczego nie uszkodziłam.
Generalnie dalej jestem bardzo zestresowana. Ale musi być lepiej! Musi!
Od niedzieli mam urlop, ale ciągle coś załatwiam i tylko w środę nie byłam w mieście.
Sprawa parapetu odpada na ten moment całkowicie, bo nikt nawet nie chce mi go zrobić. Więc nawet się nie nastawiam.
Drzwi są świetnie podklejone, ale już dwukrotne malowanie ich farbą i dalej przepuszczają zbyt dużo światła. Oby tylko 3 i 4 załatwiło sprawę.
Gorzej tylko z angielskim, bo okazuje się, że o ironio to teraz moje słownictwo jest na najgorszym poziomie. Czeka mnie naprawdę dużo pracy, żeby wykuć te słówka z dziedziny np. biologii, fizyki, historii i faktów geograficznych. Jedno wypracowanie mam już napisane. Jeszcze co najmniej 2 do końca tygodnia. I skupiam się już na nadrabianiu angielskiego.
Nie jest ze mną tak źle jak myślałam, bo nawet moja psycholog reagowałaby tak samo jak ja na te sytuacje w pracy.
Od niedzieli do wtorku, jadłam tylko jeden posiłek dziennie. W środę przez stres zjadłam więcej, ale się nie opchałam i zdążyłam zwymiotować, zanim oni wrócili. A wczoraj wzięłam przeczyszczacze i wymiotowałam minimalną ilością jedzenia ze stresu przed pierwszą samodzielna jazdą.
Dzisiaj jeden na dwóch kawach z mlekiem sojowym bez cukru (100ml).
Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie już spokojny.
Kończę kawę i biorę się za sprzątanie.
Waga z rana 49,6kg.
Szkoda tylko, że na pewno jutro będzie wyższa.
Słabo ćwiczę na tym urlopie.
W przyszłym tygodniu już nie ma odpuszczania!
Chyba definitywnie nie będę liczyć kalorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz