Czym więcej inni ode mnie wymagają tym mniej mi się chce.
Dieta?
W domu mam praktycznie same super zdrowe produkty:
bio żytni chleb ekologiczny, awokado, wege szynki, które mają stosunkowo mało kalorii, zapas kotletów wege na dietę Dukana, niskokaloryczne dżemy aka galaretki z sfd.
Wykupiłam sobie youtube premium i powiedziałam o tym babci, a ona codziennie do mnie wydzwania czy przyjdę do niej w końcu poćwiczyć.
Matma ruszyła pełną parą z tą jedyną, właściwą osobą. Dzisiaj lekcja, jutro kolejna i powtórki. Muszę konkretnie przysiąść, żeby siary nie było. A mi się nie chce. I tak robię zadania z rozszerzenia. Nie wiem jak, ale naprawdę rozumiem.
W pracy wszyscy się odchudzają, dosłownie. Z mojego działu może z wyjątkiem jednej/ dwóch osób, ale one są w starszym wieku.
Widzę to i chyba na przekór stoję wciąż na tych 51.
Wszyscy są dla mnie mili po mimo dwóch dużych (duże niedopowiedzenie) pomyłek w pracy.
Wszyscy myślą, że ja naprawdę ciągle i nieustannie kupuję tylko te zdrowe, bio żarcie i to w 90% smoothie, także kiedy każdy brał sobie te solone orzeszki nikt mi nie zostawił, bo ty tego nie jesz przecież.
W domu to samo.
Ba! Jestem tak dobra w przedstawianiu każdemu tego fałszywego obrazu, że moja nauczycielka z angielskiego ciągle powtarza, że mam matematyczny umysł. A ja jestem dyskalkulikiem, który chce przekonać wszystkich, że jest mistrzem matmy.
Rodzina myśli, że ja naprawdę codziennie sama się uczę.
I wychodzi na to, że to ja sama jestem na siebie najbardziej wściekła i sama sobie najbardziej robię krzywdę.
Nie tylko z dietą, z ćwiczeniami, z nauką, z zakupami, ze wszystkim.
Z drugiej strony, pomijając to wszystko.
Ja tak bardzo nienawidzę siebie.
Nie wiem nawet jak mam to ująć, ale jest to coś na kształt
nieustannego łaskotania w środku, nieprzyjemnego uczucia przepływającego w moich żyłach, które
nie ważne co zrobię, jak zrobię i tak siebie nienawidzę.
Tak, że tylko przerwanie samej siebie na strzępy przyniosłoby mi ulgę.
Tak, że tylko przerwanie samej siebie na strzępy przyniosłoby mi ulgę.
Nie wiem zawsze myślałam, że to normalne w środowiskach w stylu *ana.
ale teraz widzę, że no cholera, jednak nie.
A podczas pół roku pracy w psycholog w związku z tym ciągle słyszałam tylko: ''dLAcZegO??''
Nie wiem dlaczego, ale sama chętnie bym się tego dowiedziała i nauczyła się odpuszczać, ale problem w tym, że dla mnie to coś w kategori zmiany koloru skóry.
Zawsze mam żal do matki, że kiedy już w końcu mówię jej coś takiego to ona tylko gapi się w ten jebany telewizor i zaczyna mówić o tym co jest w środku tego grającego gówna. Odbijanie się od ścian i uciekanie przede mną w tym kurewsko małym domu za 3, 2, 1 start!
18.06 1250
19.06 liquid fast
20.06 400 kalorii do 20:00, a potem napad
21.06 same bio, super zdrowe produkty, od 17:00 if.
nie wiem co z moją głową jest nie tak.
Wiem jak to zabrzmi ale może za bardzo skupiasz się na sobie w takim sensie ze ciągle zastanawiasz się jak postrzegają Cię inni zamiast być przy nich sobą? Jeśli pewne rzeczy robisz na pokaz to może za mało pragniesz ich dla siebie?
OdpowiedzUsuń