piątek, 31 lipca 2020
18:30
wtorek, 28 lipca 2020
8:19
Wczoraj wielka kłótnia z matką, nawet mi się już nie chce w tym
grzebać, nie mam siły. Jestem wścieka, bo na końcu jak zwykle odjebała
samarytankę i to ona jest najbardziej pokrzywdzona, a do tego
wspaniałomyślnie mi wybacza XDDDD trzymajcie mnie XDDD typowa kłótnia z
matką, zawsze się tak kończy. Może w końcu też muszę zacząć odpierdalać
świętą i wybaczać wszystkim na około, zamiast przeprosić, bo to moja
wina?? Ciekawe. Jeszcze tylko 3 dni l4 i już się nie mogę doczekać kiedy
wrócę do pracy, bo tyle wolnego to już dla mnie za długo, a z nią to w
ogóle.
Waga spadła do 52,6. Wczoraj miałam załamanie w diecie, po tej
kłótni z matką poszłam i zajadłam ciastkami i czekoladkami fit i nie
fit. Jestem wściekła! Ale to nie chodziło o wściekłość, to kontroluję,
ale o to, że straciłam kontrolę nad jedną sytuacją w moim życiu i
popełniłam błąd (nawet nie ja, jak się później okazało) Ja po prostu
sobie nie radzę z tym, że popełniam błędy. Wszystko musi iść dobrze,
sprawnie i szybko inaczej mam napad, nie wiem z której strony do tego
podejść, żeby to zmienić, ale coś muszę wymyślić.
Z matmą się nie
wyrobię do 2021, nie ma szans. Dopiero od grudnia się z nią uczę i
umiem, bo rozumiem, ale do matury trzeba masę ćwiczeń, a ja robię
dopiero ćwiczenia, żeby się nauczyć, a nie powtórzyć. Po prostu braknie
mi tego roku, a może nawet pół. Jest sierpień zaraz, a ja robię zadań na
3 PUNKTY z całego arkusza, to się nie uda. Ale za 2 lata już tak,
przeraża mnie ten polski potem i jak ja to wszystko pogodzę, ale teraz
już nie mogę tego zostawić, ani potem jak nie zdam w 21, bo za dużo
kasy, czasu i nerwów w to wpakowałam. I nie mówcie mi, że zdam, bo
właśnie na spokojnie, bez paniki, wytłumaczyłam dlaczego nie. Nawet sama
korepetytorka już nie powtarza ciągle, że zdam, bo idziemy za wolno z
materiałem. A szybciej nic nie da bo się gubię. Wyć mi się chce, ale
trudno, trzeba zacisnąć zęby i nastawić się na jeszcze cięższą pracę. I
tak teraz to już muszę zdać, nie ważne kiedy i co.
Dzisiaj 32 dzień
wyzwania z ćwiczeniami. Naprawdę muszę zacisnąć zęby z tym gotowaniem i
dopóki nie zobaczę 51 pilnować tych jadłospisów na równi z matmą, moje
dwie świętości. Błagam, obym się tylko wyrobiła.
Potem napiszę drugą notkę z podsumowaniem tego co udało mi się zrobić, kiedy mnie tu nie było.
niedziela, 19 lipca 2020
17:26
piątek, 17 lipca 2020
Samotność
Zrobię jutro to ciasto, w niedzielę Skansen, w poniedziałek Wrocław. Po jednym kawałku dziennie i do tego ogarnięte posiłki.
I muszę skupić się na diecie i gotowaniu bo naprawdę oszaleję.
Mam 25 lat i rozrasta się to od 5 lat.
Myślę, że 90% mojego ed to skutek samotności.
Teraz mam jedną z wyższych wag i boję się iść jutro do pracy.
Jutro ostatni dzień i urlop. Nie wiem czy bardziej boję się pracy czy urlopu.
Zastanawiam się czy od jutra zacząć dietę z Lewą czy jednak te wypieki własne i dokończyć ten proces. Ale chyba odpuszczę.
Bo psychicznie nie wytrzymam.
Tylko niskie bmi pomaga jakoś to przetrwać
A waga 53.5 najwyższa od ponad roku jest dla mnie grobem psychicznym.
Chcę płakać, ale tak bardzo nie mogę.
wtorek, 14 lipca 2020
7:40
ten wpis też mi się nie podoba.
chciałabym wszystko robić więcej i lepiej,
ale jedyne co muszę to trochę odpuścić.
popieprzone to wszystko.
wytrzymam w tym stopniowo i powoli we wszystkim, wytrzymam!
czwartek, 9 lipca 2020
13:46
poniedziałek, 6 lipca 2020
12:05
piątek, 3 lipca 2020
18:54
Cierpliwość i systematyczność to zdecydowanie coś w czym jestem najsłabsza.
To będzie diablo ciężkie zadanie.
Jestem kompletnie wyczerpana po
poniedziałkowych zakupach
wtorkowym angielskim po pracy
środowej matmie
czwartkowym fryzjerze i ogarnianiem auta
dzisiaj padłam, nie wiem jak zrobię ten trening dzisiaj. Matmę przełożyłam na jutro i niedzielę, wczoraj się nie uczyłam, dzisiaj też nie mam sił.
Kupiłam Vogue i mam nadzieję, że będzie mnie inspirował.+ National Geographic o Da Vinci, może dowiem się czegoś nowego i Business English, żeby opanować nowe słówka.
Samorozwój pełną parą.
Kompletnie się sobą brzydzę i tym ciałem. Nie liczę kalorii, zjadłam dzisiaj kromkę chleba bezglutenowego jasnego, może obłuda nie wliczam tego do białego pieczywa. Resztę opakowania wyrzucę. Trudno. Grunt to nie dać się złamać.
Niecały tydzień ćwiczeń, a ja już widzę efekty na brzuchu i delikatne mięśnie i ramiona wyglądają lepiej.
Jeszcze tylko jutro, wolne i nareszcie do pracy na 15:00, czyli poranne tv, kawa na spokojnie, pisanie tutaj, czytanie blogów i postów. Tak bardzo za tym tęskniłam.
Jeden czerwony dzień na dole, nie przekreśla całej reszty.
czwartek, 2 lipca 2020
17:18
Dawno nie było tutaj tak długiej przerwy.
Chciałabym wrócić do tej poprzedniej regularności, ale
sama nie wiem czy mam o czym pisać.
Aktualnie mocno pozmieniałam sobie w głowie.
Wreszcie w 100% wiem jak wyglądam.
W ubraniach bardzo szczupło, wręcz chudo. W zasadzie to zależy od tego jak się ubiorę.
Wczoraj zrobiłam sobie zdjęcia sylwetkowe i jest tra-ge-dia. I to wielka.
Sylwetkę mam szczupłą, ale to ciało jest strasznie ulane, a podbrzusze i uda to dramat.
Staram się nie załamywać ani nie ciąć od razu do mniej niż 1000.
Przez ciężki tydzień analizowałam wszystko co jem. Bez obcinania kalorii, napadów.
Po prostu to jak jem normalnie, to co wypracowałam u psycholog.
Głowa wariowała na maxa, ale dałam radę. I teraz wiem, że jedząc 1900-2400 moja waga waha się od 50.09- 51.5/6 max. A moja najniższa waga z prawidłowym bmi to 51 kg, więc dziękuję mojemu metabolizmowi.
Wynika mi z tego, że:
- znowu muszę całkowicie wyrzucić białe pieczywo, bo jednak po tych trzech latach jakoś do niego wróciłam.
- fakt, nie jem już stricte kupnych słodyczy jak batony, te mini czekoladki,knopersy, ptasie mleczka itp. te rzeczy jednorazowe i to wielki sukces, ale wciąż jem tego masę na wagę: cukierki, ciastka i czekoladę (te w kawałkach na wagę)
- na wpół wyeliminowałam ketchup, więc została jeszcze druga połowa
- masło, chyba najgorszy mój wróg
- dżemy i budynie- zastąpić zdrową wersją
- nie mam żadnych stałych posiłków, bardziej skubię niż jem
-mam o wiele mniej ruchu przez naukę matmy i kupno auta
- ostatnie jedzenie, bo nie posiłek właśnie ok 20/21
Na razie od tego tygodnia całkowicie wykluczyłam białe pieczywo i ketchup, jest trochę ciężko, ale zamiast tego jem więcej zdrowych i (nie) słodyczy, ciężko mi z tym strasznie, ale do końca tygodnia już nic nie ruszam. Bo od przyszłego tygodnia wprowadzam ostatni posiłek max 17:00/18:00 i NIC
po pracy+ nie tykam masła.
Jestem w trakcie wyzwania #Lewawracadoformy i w końcu ćwiczę naprawdę regularnie. I modlę się, żebym naprawdę zgubiła jakieś centymetry i przede wszystkim zachowała regularność, bo naprawdę ją zgubiłam.
Staram się nie panikować i nie ciąć wszystkiego na raz, chociaż czuję się tragicznie w swoim ciele, do tego stopnia, że wręcz wewnętrznie momentami łkam. Tak bardzo kurwa nienawidzę tego ciała!
Ale nagłym szarpaniem nic nie zrobię, bo z tego, że zlecę do 49kg w miesiąc, jak w dwa tygodnie wrócę. Tu chodzi o stałą zmianę.
Staram się też tłumaczyć sobie, że to, że inni schudli nie robi ze mnie automatycznie grubasa, ale mam ochotę się zabić kiedy widzę jak inni chudną. Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć.
Psychicznie czuję się tragicznie.
Psycholog pisała do mnie, że już przyjmuje stacjonarnie i na pewno jakoś by mi to pomogło i być może w końcu ruszyłabym tę samotność, ale na pewno nic bym nie schudła i zabrałoby mi to czas który poświęcam matmie, więc chyba raczej spasuję.
Przeraża mnie to, żę zajmie mi to rok, albo i ponad, że być może pierwsze spadki wagi i efekty zobaczę dopiero za 2/3 miesiące, ale muszę to wytrzymać.
W przyszłym tygodniu będę już pisać regularnie, bo w końcu mam drugą zmianę, pod koniec miesiąca wpadnie mi urlop, więc chcę znowu wbić się w rytm.
Matma idzie raz lepiej, raz gorzej, ale nie odpuszczam. Miałam spine z korepetytorką, bo za bardzo to olewała, ale teraz mam lekcje nawet 3/4 x tydzień. To co przerobiłam kilka miesięcy temu umiem, ale wg. mnie za słabo. A zadania dowodowe+ te z 3/4 punkty to dla mnie czarna magia tak, że ostatnio o mało nie wybuchnęłam. Jutro kolejna lekcja. Dzisiaj o 18:30 live. I non stop nie mam czasu.
ale to dobrze, przynajmniej nie czuję się samotna.
a no i, byłam u fryzjera. Nie mam już grzywki na prosto, tylko jest wycieniowana na boki, włosy są sporo podcięte i wycieniowane, ale to dlatego, że były bardzo zniszczone. Dziwnie mi na razie, ale twarz na pewno wygląda szczuplej. Fryzjerka proponowała też ombre, ale nie jestem osobą, która robi wszystko na raz, już nie. Trzymam się środka i muszę nauczyć się cierpliwości.
-
19:21 Spędziłam tutaj dużo czasu, jako Imprefect podpisywałam się jeszcze w gimnazjum. Nie ma już Imperfect, ta osoba już odeszła. Nazwa teg...
-
18:00 Coraz ciężej jest wpowadzać zdrowe nawyki, kiedy wraca coraz więcej osób z dawnej pro-ana. Ciągnie i to bardzo. Muszę wytrzymać, być ...
-
19/09/20 Nie wiem co mam robić, nie wiem co mam robić. Jak z tego wybrnąć, błagam pomocy. Wczoraj był pijacki wieczór. Kiedy wychodziłam z ...
Koniec. 07/04/21
19:21 Spędziłam tutaj dużo czasu, jako Imprefect podpisywałam się jeszcze w gimnazjum. Nie ma już Imperfect, ta osoba już odeszła. Nazwa teg...