czwartek, 23 stycznia 2020

24.01.20
7:09
Godzina nie jest zła.
Wszystko inne bardzo mnie denerwuje.
Wczoraj G. gadała do mnie praktycznie przez 5h non-stop!
A ja naprawdę nie mam czasu na to odpowiadać. Jak wielką szmatą jestem?
Wczoraj korepetytorka od matmy wysłała mi kolejne 27 zadań powtórzeniowych,
a ja nie przepisałam nawet jeszcze poprzednich lekcji.
Na ostatniej lekcji powiedziała mi, że ''i tak idziesz bardzo szybko z materiałem i dobrze sobie radzisz.''
Ale ja i tak bardzo nie jestem w stanie uwierzyć, że to zdam, ale tak bardzo muszę.
Z babcią rozmawiało się naprawdę bardzo dobrze. Chyba pękła kolejna tama. Coś naprawdę się zmienia.
Wczoraj piekłam wegańskie brownie z kremem orzechowym i mamie naprawdę bardzo smakuje!
Kawałek to tylko 150 kcal jak na ciasto.
I nad tym muszę pracować z psycholog. Mam ochotę tylko na kupne i szybkie słodycze, nawet pomimo tego, że mam w domu samodzielnie przygotowane ciasto.
F. jest dla mnie naprawdę miły, oprócz tego, że zjechał moje ciasto i grozi, że będzie piekł wieprzowinę, ale może za bardzo panikuję?
Angielskiego też nie ruszyłam, a naprawdę muszę nad tym przysiąść.
Czuję naprawdę wielką panikę pod względem nauki.
Za mną 3 dni ćwiczeń i diety ze 100. Ćwiczenia 100%, ale wczoraj nie liczyłam kalorii.
Biorę też inne laki na moje problemy ginekologiczne i oby naprawdę pomogły.
G. w marcu idzie na koncert z koleżanką, a ja poczułam zazdrość, nienawidzę siebie,
idzie też na prawo jazdy, a wcześniej zarzekała się, że też nie pójdzie, a ja też świruję.
Niby wszystko jest dobrze, ale ja czuję w sobie ten okropny niepokój.
Grubas świruje i dwa razy to on zdobył władzę nade mną, a nie ja nad nim! Nienawidzę go, nienawidzę! Uczyniłam go malutkim, a aktualnie, on już buja się razem za mną na równi pochyłej i jesteśmy na równi.
Z mamą muszę być chyba po prostu koleżanką, tak jest chyba najlepiej. chyba



Tak bardzo chcę jej w moim życiu, 
tej chłodnej i spokojnej perfekcji.
tak bardzo się boję, że nic
już w życiu nie osiągnę
 i wszyscy mnie przegonią, a ja zostanę w tyle.


wtorek, 21 stycznia 2020

8:27
22.01.2020
Nienawidzę tego urlopu!
Wolałabym iść do pracy, ale muszę wytrzymać jeszcze te 6 dni.
Jestem przeziębiona, mam strasznie zatkany nos, ale ćwiczę codziennie.
Nie wiem jak to będzie po urlopie, ale najwyżej odstawię hula-hop.
Powiedziałam sobie, że przez 100 dni będę ćwiczyć i liczyć kalorie. A dopiero potem zobaczymy.
Aktualnie, kręcę hula-hop ok 40 min, robię trening z Lewandowską ok 30/40 min + 10 min rowerku.
I do rowerku/ stepperu naprawdę muszę wrócić, niestety nie są to już czasy gdzie tak dużo chodziłam. Odkąd mam auto, te dystanse są o wile krótsze.
Dzisiejsze korepetycje mam przesunięte z 11:00 na 13:00, naprawdę ją cenię, ale tak mnie to wkurza, że ona woli tak późne godziny! Ale może nauczy mnie to, że wieczorem nie ma odpuszczania?
 Co do diety, to nie jem już z Lewandowską i tak podjadałam. Wczoraj zapisywałam i ważyłam wszystko co jem, wyszło 1815 kcal. A zgodnie z aplikacją tyle mam jeść, żeby schudnąć z wagi 51.
 Bo tak, waga wciąż stoi. Tak bardzo nienawidzę tej wagi!
Nawet nie chodzi o to, że jestem gruba, ja po prostu nie umiem żyć bez diety.
I nie nie ważne, że wszystko inne się wali i jest nietrwałe.
Z dietą, jak z prowadzeniem auta. Tu nic od siebie nie zależy. To, że inne rzeczy wychodzą bądź się walą to swoją drogą, a dieta swoją drogą. Po prostu muszę się na niej skupić. Oczywiście jest trudniej niż z autem, ale przecież o to chodzi, żeby robić ciężkie rzeczy w życiu.
 Ostatnio w radiu słyszałam, jak Chodakowska mówiła, żeby zważyć się dopiero po 3 miesiącach od zmiany nawyków, nie wcześniej. I może coś w tym jest? Postaram się mierzyć tylko udo i gdyby udo podskoczyło, to najwyżej się zważę.
 Nie potrafię zaprzestać odchudzania, ta presja z każdej strony jest zbyt duża. 


Nie chcę oddawać tej kontroli. 
Muszę tylko uśmiercić Grubasa z jego oczami. 
Muszę wyjechać z nim z mojej głowy! 
Bo w piątek i sobotę zaliczyłam dno. 
Mam nadzieję, że jutro w domu będzie już lepiej.
Tak bardzo uwielbiam to uczucie spokoju, kiedy 
dieta mi wychodzi.


poniedziałek, 13 stycznia 2020

14.01
7:04
Okres nadal trwa, tak bardzo tego nienawidzę, czuję się jak szmata.
Muszę chociaż spróbować zaakceptować ten cykl i myślę, że w teorii zgodnej z fazami księżyca przyjdzie mi to o wiele łatwiej. W zasadzie dlaczego nie pójść w tym kierunku?
 Aktualnie jestem tak bardzo zdenerwowana, bo on od rana puszcza swoje gówno i jemu wolno, a ona jak zwykle się nie odezwie. Jeszcze 15 minut.
 Z Gośką wszystko się sypie. Wczoraj odpowiedziałam jej na wiadomości, jak zwykle oprócz tych dotyczących jedzenia. A ona pierwszy raz odpowiedziała też bez tego co zjadła, tylko, że ta wiadomość była bardzo króciutka. I czuć jak to się rozjeżdża. A ja niby z jednej strony za bardzo boję się ruszyć tematu jedzenia, żeby to przegadać, ale z drugiej to, że stracę tę przyjaźń przeraża mnie tak bardzo.
 Wczoraj rozmawiałam z mamą i było ok, trzymam się na ten dystans, chociaż być może wczoraj znowu było zbyt blisko. Muszę to pilnować, ale generalnie mama raczej zrozumiała o co chodzi.
 Wczoraj przeczytałam też o przodopochyleniu miednicy. I to jest to! Kiedy się wyprostuję i cofnę miednicę do tyłu, moje uda automatycznie się nie stykają i wyglądam o spokojnie 5 kilo chudziej. Ale od tej prawidłowej postawy tak strasznie bolą mnie plecy, krzyż, lewy bok i od góry łopatki.
Ponoć od tej postawy biorą się też choroby układu moczowego i bóle w krzyżu! Wszystkie objawy pasują! Naprawdę muszę wybrać się do lekarza, a potem do fizjoterapeuty i zamówić sobie to urządzenie na plecy, żeby się prostować. I cały czas się prostować!
 Wczoraj zjadłam trochę za dużo. Kiedy czuję jedzenie ww dołku, między żebrami jest ok z najedzeniem się. Ale kiedy czuję, że rozpycha mi żebra to znaczy, że tego jest za dużo.
 Wczoraj do mnie dotarło, że muszę nauczyć się jeść od nowa. Tak jak niemowlakowi rozszerza się dietę i uczy się go jeść, tak jak muszę się tego sama od nowa nauczyć. Inaczej z tego nie wyjdę. Myślę, że dzięki temu mam większe szanse schudnąć niż na jakiejkolwiek diecie.
 Wczoraj miałam matmę i rozumiałam już słabo, ale to pewnie dlatego, że tablicę miałam dopiero na ostatnich 15 minut lekcji. Od tera będę mieć matmę 2 x w tygodniu. Muszę uzupełnić notatki i się uczyć.
Wiem też czyje oczy ma Grubas. Grubas ma jego oczy. To on się cieszy kiedy upadam. A z tym mogę walczyć, bo tak bardzo go nienawidzę!
Stresuję się dzisiaj pracą. Ale przynajmniej wrócę o 19:30 i nie będę z nim w domu.


niedziela, 12 stycznia 2020

7:24
Koniec z ważeniem na tydzień.
Wczoraj dostałam miesiączkę i od razu wyjaśniła się tajemnica widoku 51,2 kg na wadze.
NIENAWIDZĘ TEJ WAGI! NIENAWIDZĘ TEJ PRZEKLĘTEJ LICZBY 51 BO TO ZAWSZE OZNACZA MIESIĄCZKĘ!
Czuję się okropnie opuchnięta i gruba.
Dwa dni przed 12.01 i pierwszym dniem miesiączki miałam napady i wymiotowałam. W zasadzie to śmieszne, że żeby dostać miesiączkę mój organizm zmusza mnie do przytycia tych 2 kg, albo nawet paru gram. Byle dopić do tego przeklętego 51.
 Nie wiem już jak mam to oszukać i jak z tym walczyć.

Może w końcu zamiast nienawiści, spróbuję pokochać sama siebie i ukołysać to wewnętrzne zagubione dziecko, które we mnie siedzi? Nie będę na siebie krzyczeć, ani się wyzywać. Może wreszcie muszę nad sobą zapłakać. Za moje dzieciństwo, gdzie to ja powinnam otrzymać pomoc, a nie osłaniać innych i radzić sobie z tym sama. Za moje lata nastoletnie. Gdzie nie powinnam być wyśmiana za pierwszy okres, gdzie nikt nie ma prawa mówić 11/12/13 letniej dziewczynce, że jest gruba i ma szeroką dupę, a inni są tacy chudzi. Gdzie od mamy słyszy ''Ale wciągnij ten brzuch, trzymaj go tak napięty, bo po ciąży będzie Ci wisieć!'', a tak naprawdę to od niej powinna dostać najwięcej wsparcia i miłości w tym okresie, nie mówiąc już o tym, że to matka winna jest swojemu dziecku ochronę przed zagrożeniem, a nie na odwrót.
 I nie ważne jak dobrze było potem, to nigdy nie naprawi tego wszystkiego co straciłam na zawsze i na tyle lat. Być może na połowę życia.

 Jeśli nie pokocham sama siebie, to nikt inny tego nie zrobi. To ja sama muszę się sobą zająć i zaopiekować. To ja muszę być sama dla siebie dobra. To ja muszę sama siebie utulić za te wszystkie lata kiedy powinni zrobić to inni, ale nie zrobili nic.
Muszę sobie wybaczyć i robić to każdego dnia.

Być może moje ciało jest zmęczone latami diet, ćwiczeń, rzygania, przeczyszczania i stresu?
Może nie może już znieść tej nienawiści którą w jego kierunku wysyłam?

A może to wszystko tylko bzdury i chore wymówki? Żeby bezkarnie tyć i się spaść.
Ale właśnie przytyć najbardziej w świecie nie mogę. Nie mogę stracić tego co osiągnęłam.
Tylko, że bez objadania się, wymiotów i przeczyszczania schudnięcie będzie jeszcze łatwiejsze.
A Grubas to tylko kłamliwy sku**yn. Bo potem zawsze jest gorzej, zawsze tyję i zawsze bardziej rozwalam sobie metabolizm.

To ja sama muszę być sobie dorgowskazem.
A dzisiaj kolejna próba.



niedziela, 5 stycznia 2020

16:54
Tak bardzo żałuję, że tak długo tutaj nie pisałam.
Zbyt dużo czasu poświęcam na cudze życie, a zbyt mało na moje własne.
Data ostatniego wpisu tutaj to 23 październik, nawet nie wiem kiedy to zleciało.
Listopad by praktycznie w całości poświęcony znajomości z G i intensywnej terapii,
która przyniosła skutki!
Od listopada do połowy grudnia tj. do 25- pierwszego dnia świąt nie miałam ani jednego napadu!
Nawet o tym nie myślałam. Fakt, ciężko zjeść mi w sam raz, ale w tamtym okresie byłam czysta!
Obecnie z 25 grudnia włącznie zjadłam za dużo łącznie 3 razy i 2 razy włącznie z dzisiaj bezsensownie podjadłam. Muszę z tym skończyć! W końcu raz mi się udało, dlaczego i kolejny raz ma nie wyjść?
 Od 29.11.2019 wykupiłam dostęp do aplikacji Lewandowskiej. Sama robię zakupy i sama gotuję.
Zaczęłam od 1800 kcal na takiej kaloryce zeszłam do 49,5. Potem w święta przytyłam 700 gram! Do 50,1 kg. Nie pamiętam kiedy przybrałam tak mało w święta, chyba nigdy.
 Od tamtej pory się nie ważyłam, bo AŻ OD 10 DNI NIE TRZYMAM SIĘ ŚCIŚLE DIETY. W zamian za bezsensownie podjedzone żarcie, wyrzucam jeden lub dwa posiłki z jadłospisu.
Naprawdę muszę się ogarnąć, bo zważenie się i zmierzenie mnie po prostu przerasta. A muszę to zrobić.
 Dzięki pracy z psycholog zobaczyłam w końcu jak wielkie kompleksy na punkcie wagi i wyglądu ma moja rodzina. I nie mogę się nadziwić, że przez tyle lat pozwalałam im siebie kontrolować.
Moja sytuacja z mamą znowu poszła do tyłu, ale chociaż z resztą nie mogę się cofać.
W pracy jest naprawdę dobrze, czasami jestem pierwsza, czasami druga, ale nie schodzę raczej poza szóstkę i tak będzie dla mnie najlepiej. Trzymać się środka. Tak jak i w jedzeniu, muszę odnaleźć ten balans. Ale to jest tak strasznie trudne!
 Za kierownicą czuję się już naprawdę pewnie, muszę tylko wykupić jazdy na parkowanie, ale i tak jest już w miarę ok. Dużo jeżdżę sama.
 Z angielskiego skupiam się już na czytaniu i wymowie, nauczycielka chwali mnie, że mam naprawdę ogromny zasób słownictwa. Z wymową jest już o wiele lepiej. I ona chyba naprawdę mnie lubi.
 Od grudnia zaczęłam uczyć się matematyki i naprawdę nie chcę zapeszać, ale tak bardzo rozumiem tę dziewczynę, tylko tak bardzo nie mogę złapać z nią kontaktu. Nie mogę jej stracić! Mam do zrobienia 26 zadań na jutro. Z tej listy zrobiłam już 3 i do tego 4 dodatkowe. Muszę naprawdę przykładać się do tego systematycznie. Nie wierzę, że zdam w tym roku, ale nie mogę tego odpuścić. Najwyżej napisze maturę od nowa. MUSZĘ UCZYĆ SIĘ TYLKO CODZIENNIE.
Nawet po 20 minut.
Tak samo jak z jedzeniem, nawet jeśli zjem 3 cukierki, to nie całą paczkę.
 W listopadzie intensywnie uczyłam się też niemieckiego, ale matematyka jest ważniejsza na kilka kolejnych lat.
 Powoli widzę też, to co inni powtarzają mi od kilku lat, że nie jestem grubsza od innych. I przedwczoraj pierwszy raz zobaczyłam jak grube są moje koleżanki z pracy! Te brzuchy! Praktycznie odstające dwie fałdy i do tego podbrudek! Grube uda, może nawet troszkę bardziej niż moje? Dziwnie mi z tym faktem.
 Czasami tak bardzo bolą mnie te wszystkie emocje, których nie chcę zjadać, że naprawdę nie wiem skąd brać siłę na odczuwanie ich.
 Co najważniejsze wreszcie udało mi się odwrócić moją rolę człowieka stłamszonego psychicznie, na drugą stronę i teraz to ja jestem górą, a inni denerwują się co powiedzieć i jak się zachować. Po tylu latach kiedy to ja byłam na dnie. To jeszcze nie jest sukces, bo to dopiero pierwsze kroki na linie zawieszonej nad przepaścią, ale zawsze najważniejszy jest ten pierwszy krok.
 Myślę też, że znalazłam w końcu sposób na ujarzmienie zadania emocji. Muszę tylko bezwzględnie go stosować, żądnych ucieczek.
 Moja sytuacja z G. w dalszym ciągu jest trudna, tak samo jak sytuacja ze sprzątaniem. Wkurza mnie, że to zawsze ja muszę znaleźć w sobie siłę i sposób do działania.
 Nie mogę się już doczekać wypłaty i od jutra muszę zacząć zapisywać wszystkie moje wydatki i bardziej to kontrolować.
 A zwłaszcza kontrolować bilanse, bo przede wszystkim oszukuję siebie finansowo. Kupuję tygodniowo jedzenie za ok 150 zł to ok 500 zł na miesiąc, a i tak je wyrzucam, bo jem śmieci.

1. Trzymać się jadłospisu
2. Jeść mniejsze porcje niż w rozpisce
3. Kontrolować swoje wydatki
4. Codziennie uczyć się matematyki i angielskiego
5. Regularnie i krótko ćwiczyć

Chudnij gruba świnio, bo w kwietniu będziesz płakać!Mniej wydawaj, bo i tak masz mało kasy!Tak bardzie siebie nienawidzę!



Koniec. 07/04/21

19:21 Spędziłam tutaj dużo czasu, jako Imprefect podpisywałam się jeszcze w gimnazjum. Nie ma już Imperfect, ta osoba już odeszła. Nazwa teg...