21/06/20
Czym więcej inni ode mnie wymagają tym mniej mi się chce.
Dieta?
W domu mam praktycznie same super zdrowe produkty:
bio żytni chleb ekologiczny, awokado, wege szynki, które mają stosunkowo mało kalorii, zapas kotletów wege na dietę Dukana, niskokaloryczne dżemy aka galaretki z sfd.
Wykupiłam sobie youtube premium i powiedziałam o tym babci, a ona codziennie do mnie wydzwania czy przyjdę do niej w końcu poćwiczyć.
Matma ruszyła pełną parą z tą jedyną, właściwą osobą. Dzisiaj lekcja, jutro kolejna i powtórki. Muszę konkretnie przysiąść, żeby siary nie było. A mi się nie chce. I tak robię zadania z rozszerzenia. Nie wiem jak, ale naprawdę rozumiem.
W pracy wszyscy się odchudzają, dosłownie. Z mojego działu może z wyjątkiem jednej/ dwóch osób, ale one są w starszym wieku.
Widzę to i chyba na przekór stoję wciąż na tych 51.
Wszyscy są dla mnie mili po mimo dwóch dużych (duże niedopowiedzenie) pomyłek w pracy.
Wszyscy myślą, że ja naprawdę ciągle i nieustannie kupuję tylko te zdrowe, bio żarcie i to w 90% smoothie, także kiedy każdy brał sobie te solone orzeszki nikt mi nie zostawił, bo ty tego nie jesz przecież.
W domu to samo.
Ba! Jestem tak dobra w przedstawianiu każdemu tego fałszywego obrazu, że moja nauczycielka z angielskiego ciągle powtarza, że mam matematyczny umysł. A ja jestem dyskalkulikiem, który chce przekonać wszystkich, że jest mistrzem matmy.
Rodzina myśli, że ja naprawdę codziennie sama się uczę.
I wychodzi na to, że to ja sama jestem na siebie najbardziej wściekła i sama sobie najbardziej robię krzywdę.
Nie tylko z dietą, z ćwiczeniami, z nauką, z zakupami, ze wszystkim.
Z drugiej strony, pomijając to wszystko.
Ja tak bardzo nienawidzę siebie.
Nie wiem nawet jak mam to ująć, ale jest to coś na kształt
nieustannego łaskotania w środku, nieprzyjemnego uczucia przepływającego w moich żyłach, które
nie ważne co zrobię, jak zrobię i tak siebie nienawidzę.
Tak, że tylko przerwanie samej siebie na strzępy przyniosłoby mi ulgę.
Nie wiem zawsze myślałam, że to normalne w środowiskach w stylu *ana.
ale teraz widzę, że no cholera, jednak nie.
A podczas pół roku pracy w psycholog w związku z tym ciągle słyszałam tylko: ''dLAcZegO??''
Nie wiem dlaczego, ale sama chętnie bym się tego dowiedziała i nauczyła się odpuszczać, ale problem w tym, że dla mnie to coś w kategori zmiany koloru skóry.
Zawsze mam żal do matki, że kiedy już w końcu mówię jej coś takiego to ona tylko gapi się w ten jebany telewizor i zaczyna mówić o tym co jest w środku tego grającego gówna. Odbijanie się od ścian i uciekanie przede mną w tym kurewsko małym domu za 3, 2, 1 start!
18.06 1250
19.06 liquid fast
20.06 400 kalorii do 20:00, a potem napad
21.06 same bio, super zdrowe produkty, od 17:00 if.
nie wiem co z moją głową jest nie tak.