środa, 23 października 2019

18:26
7 dni. Tydzień. Dokładnie tyle czasu minęło odkąd G. znowu zaczyna olewać to co ja mówię i gadamy t y l k o o niej. Jestem naprawdę rozczarowana i bardzo mnie to boli. W zasadzie to co ja sobie myślałam? Przecież właśnie dlatego nasz kontakt się urwał. Tylko, że w tedy ok. Fakt. Miałam nudne życie, ale teraz dzieje się u mnie naprawdę dużo i ja zawsze odpisuję na to co u niej, a ona kompletnie nic. Jestem bardzo ciekawa jak to wyjdzie z rozmową przez telefon i skype.
 A naprawdę potrzebuję tej znajomości. Jakiegokolwiek kontaktu z innym człowiekiem. Boję się cokolwiek w tej kwestii ruszyć.
 Z mamą nie potrafię rozmawiać w dalszym ciągu. Tylko o książkach i wyjazdach.
 Co do wyjazdu to zamówiłam bilety na balet kijowski. I oby tylko udało się spełnić i to marzenie w tym roku. Musze kupić jeszcze ciuchy. I oby tylko wyszło!
 Dzisiaj o 20:30 mam pierwszy kwadrans z niemieckim, bo już na urlopie zaczęłam do niego wracać. Aktualnie jestem na b1/b2 z angielskim i naprawdę muszę się za niego zabrać. Jutro mam lekcję na 10:00. A malutko się uczyłam.
 Moje ćwiczenia to głównie hula-hop, rowerek ( który jest wybawieniem przez rozmowach) i kroki.
 Jutro oprócz angielskiego czeka mnie sprzątanie u dziadków, bo przecież nawet z jednym dniem wolnym w tygodniu, nie mogą odpuścić. A do tego prawdopodobnie jazda, bo muszę jechać wymienić wycieraczki.  I tłumaczenie.
 Znowu bardziej mnie wypryszczyło na twarzy. Mam nadzieję, że ta maseczka z węglami pomoże, bo leki od dermatolog chyba już przestały działać.
 Po urlopie było standardowe 51,5 kg. Teraz 3 dni pracy i jest równe 51 kg.
Wróciłam do liczenia kalorii, przez te 3 dni jadłam ok. 960, potem 1011, a dzisiaj na razie mam 741.
Może dobiję dzisiaj do 1200. Zresztą na razie nie nastawiam się na konkretne limity, tylko obserwuję.
 Terapia z psycholog daje jakieś efekty, bo już aż tak się nie porównuję do innych. I czuję się o wielewiele pewniej w stosunku do osób na których widok dawniej się czerwieniłam. Ale jeszcze dużo pracy przede mną.
 Boję się też tych drugich zmian i jak to będzie w przyszłym tygodniu, bo to będzie najtrudniejszy sprawdzian. Ale na razie oby nie zawalić jutrzejszego wolnego dnia i do końca tego tygodnia. A dopiero potem martwić się drugą zmianą. Ale z nią widzę się dopiero w czwartek, niestety.
 Nie powiedziałam jej jeszcze o cięciu się, bo to na razie trzyma mnie w ryzach przed objadaniem się.
 Pomimo tego widzę jak wielkie postępy zrobiłam. Nie mogę dać się stłamsić tej znajomości.
 W piątek mam godzinę jazdy, ale najwyżej zapłacę na miejscu.
Czuję się bardzo przerażona,
z tymi emocjami na zewnątrz.
Liczenie kalorii trochę pomaga.
Mam gdzieś jak będą wyglądać moje nogi,
od cięcia się.
Najwyżej nie będę zakładać krótkich spodenek.



sobota, 19 października 2019

8:55
 Najważniejsza wiadomość, to to, że 4 dni temu napisałam do mojej dawnej przyjaciółki po prawie 2 latach bez kontaktu. I od 4 dni prawie non stop ze sobą rozmawiamy. Przez to mało ćwiczyłam.I przez 3 dni jadłam tak, żeby czuć sytość, a nie przejedzenie. I kompletnie nie myślałam o dietach od sama nie wiem 2 lat? Chociaż i tak czuję w tedy niepokój.
3 dni, tyle dałam rady zanim nie spieprzyłam.
Wczoraj wieczorem G. już wysłała mi zdjęcie, że bierze do pracy sałatkę z pomidorem i generalnie dieta startuje.
 A mnie strasznie to wściekło. Bo teraz czuję, że ja też muszę. I naprawdę nie mogę spieprzyć tego moją chorą rywalizacją. Ale inaczej nie potrafię.
 Wczoraj pierwszy raz od bardzo dawna nie ruszyłam niczego po wymiotach. A potem ćwiczyłam ponad godzinę z hula-hop do pierwszej w nocy. A przed chwilą skończyłam 30 minutowy trening z Fitness Blender.
 Naprawdę chcę już skończyć wszystkie filmiki z MadFit, ale one mnie po prostu strasznie nudzą po 10 minutach. Zostało mi ich już ok 1/3 i 2/3 za mną, ale po 15 minutach je wyłączam, bo to jest ciągle to samo. Może spróbuję robić je na zmianę- raz workout z innego kanału, a raz Mad?
 W poniedziałek do pracy na 7:00 i z jednej strony się cieszę, bo mam nadzieję, że więcej schudnę.
ale z drugiej boję się, bo nic nie schudłam, a co jeśli inni bardzo schudli? I wróci ta której nie było? A kiedy ostatni raz się widziałyśmy to ja ważyłam 47 kg. A teraz jest +3,5 kg!

Doszłam też do wniosku, że moje jedzenie i rzyganie, kompletnie nie opiera się na głodzie fizycznym. Bo kiedy gadałam z G. to nie jadłam i było ok, byłam bardzo zadowolona. I co najważniejsze CZUŁAM EMOCJE: radość, śmiech, złość i całą masę innych. Przez 2 dni było ok, ale potem włączył się stary alarm i ja po prostu nie umiem tak odczuwać emocje. Ja to muszę kontrolować, stłamsić. To jest to co najbardziej mnie przeraża.
 I dlatego wczoraj zrobiłam dwie kreski na udzie i naprawdę dało mi to ulgę, po wymiotach już w szczególności. NAPRAWDĘ NIE MOGĘ TEGO ROBIĆ. Bo kiedy już schudnę muszę założyć krótkie spodenki, a jak zrobię to z bliznami?
 Angielskiego zrobiłam malutko, książka przeczytana do połowy, dzisiaj czeka mnie sprzątanie i rower ok 10/9 km. Mam okropne wyrzuty sumienia, ale już dawno nie byłam tak szczęśliwa gadając z kimś.
 To wszystko jest popieprzone, ja jestem popieprzona! Boję się iść do pracy. Czekam już tylko na wizytę u psycholog w przyszłym tygodniu.
zanim wspomnę o spotkaniu muszę ważyć 48,5kg.
dawno nie miałam już takiej motywacji do odchudzania!
boję się, że w pracy wszyscy będą chudsi.
boję się, że ona wróci i będzie jeszcze chudsza.
a ja tyle czasu zmarnowałam.


piątek, 11 października 2019

Wątpię, żebym kiedykolwiek miała sama schudnąć.
Mam dość.
Cholerny grubas!
Waga słonia 49,8.
11:58
Właśnie wróciłam pierwszy raz z całkowicie samodzielnej jazdy.
Sama zajechałam do miasta, bez absolutnie żadnych problemów na drodze (oprócz wyjechania z garażu, gdzie lekko zahaczyłam o  deskę, ale nie ma żadnego śladu!). Potem miałam jazdę, gdzie głównie parkowałam L-ką. I na szczęście przesiadłam się z instruktorem do mojego auta i przeparkowałam je tyłem do wyjazdu, bo zaparkowałam mega krzywo. Potem przy wyjeździe najpierw było spokojnie, więc wyjechałam, a nagle zjechało się pełno aut! I w sumie to nie trzymałam się żądnej strony, wszyscy mnie strąbili, a mi zależało już tylko na wyjechaniu i inni na szczęście mnie przepuścili, a nikt nie krzyczał i wyjechałam. Potem skręciłam o jeden zakręt za szybko, ale zrobiłam malutką pętle i bez problemu dojechałam do domu. Szkoda tylko, że wjazd do garażu zajął mi 25 minut, ale zaparkowałam mega prosto w garażu i niczego nie uszkodziłam.
 Generalnie dalej jestem bardzo zestresowana. Ale musi być lepiej! Musi!
 Od niedzieli mam urlop, ale ciągle coś załatwiam i tylko w środę nie byłam w mieście.
 Sprawa parapetu odpada na ten moment całkowicie, bo nikt nawet nie chce mi go zrobić. Więc nawet się nie nastawiam.
 Drzwi są świetnie podklejone, ale już dwukrotne malowanie ich farbą i dalej przepuszczają zbyt dużo światła. Oby tylko 3 i 4 załatwiło sprawę.
 Gorzej tylko z angielskim, bo okazuje się, że o ironio to teraz moje słownictwo jest na najgorszym poziomie. Czeka mnie naprawdę dużo pracy, żeby wykuć te słówka z dziedziny np. biologii, fizyki, historii i faktów geograficznych. Jedno wypracowanie mam już napisane. Jeszcze co najmniej 2 do końca tygodnia. I skupiam się już na nadrabianiu angielskiego.
 Nie jest ze mną tak źle jak myślałam, bo nawet moja psycholog reagowałaby tak samo jak ja na te sytuacje w pracy.
 Od niedzieli do wtorku, jadłam tylko jeden posiłek dziennie. W środę przez stres zjadłam więcej, ale się nie opchałam i zdążyłam zwymiotować, zanim oni wrócili. A wczoraj wzięłam przeczyszczacze i wymiotowałam minimalną ilością jedzenia ze stresu przed pierwszą samodzielna jazdą.
 Dzisiaj jeden na dwóch kawach z mlekiem sojowym bez cukru (100ml).
 Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie już spokojny.
 Kończę kawę i biorę się za sprzątanie.
Waga z rana 49,6kg.
Szkoda tylko, że na pewno jutro będzie wyższa.
Słabo ćwiczę na tym urlopie.
W przyszłym tygodniu już nie ma odpuszczania!
Chyba definitywnie nie będę liczyć kalorii. 


środa, 2 października 2019

7:53
3 październik

Kłótnia z mamą od rana zaliczona.
Bo znowu zawaliłam i zrobiłam nie tak jak trzeba.
Za 3 dni urlop, a tym czasem nic nie jest załatwione.
Ani farba do drzwi, ani parapet nie jest umówiony, ani nawet wybrany.
W dodatku na wadze jest 50,02!
Ale nie spodziewałam się cudów po przeczyszczających.
Po prostu będę trzymać się poniżej 1000-1200.
on na mnie kabluje, co doprowadza mnie do szału!
już nigdy więcej w niczym mu nie pomogę, w niczym!
Wczoraj było 981 kcal. I minus 200 gram.
Na szczęście mam przesuniętą psycholog na sobotę.
Jak dla mnie idealnie. Ostatni dzień przed urlopem i
mam więcej czasu na schudnięcie.
Nie wiem co zrobię jeśli nie schudnę do soboty do 49,5.
Muszę zobaczyć to 49,5!
Chociaż niedziela też będzie ok.
Grunt to trzymać się diety i myśleć od posiłku do posiłku.
Boli mnie całe ciało od ćwiczeń zwłaszcza tyłek.
Cieszę się, bo może oznacza to, że niedługo zobaczę rezultat.
3 dni do urlopu.

Wczoraj widziałam w pracy, koleżankę 
ze szkoły. Tę, która miała anoreksję.
Jestem pewna, że ma bulimię.
Te ciągłe wahania wagi, bladość,
charakterystyczne zmęczone ciało.
Teraz przytyła.
A ja dalej marzę o schudnięciu!
Tak bardzo siebie nienawidzę!


7:51
Zważyłam się i cała się trzęsę.
50,5 kg.
Już nie wiem co mam robić, żeby zbić te kg do 48 kg!!
Nie wiem już co mam robić, ale w niedzielę muszę mieć na wadzę co najmniej 49,8!
Wczoraj ostatni raz jadłam o 15:00 i dzisiaj o 600 gram więcej???
Wszystko się wali! A ja nawet schudnąć nie potrafię!

wtorek, 1 października 2019

7:52
Za późno muszę wstawać co najmniej godzinę wcześniej.
Miotam się pomiędzy 1200 a 700.
Nie chcę jeść, bo nienawidzę siebie!
Ale tak się boję, że całkowicie rozwalę sobie metabolizm i będę tyła nawet na 1000 kalorii.
Z drugiej strony czy możliwe jest przytycie na 1000 kalorii?
Myślę też nad dietetykiem albo wykupieniem diety Chodakowskiej bądź Lewandowskiej.
Dzisiaj wolne, potem 4 dni pracy i urlop. Byłoby idealnie zacząć taką dietę.
Denerwuję się, bo nie wiem co robić z tym parapetem, drzwiami i dentystką, a tym bardziej z bieżnią.
W pracy jestem postrzegana jako zwykłe dziecko. Cholerny bachor! Tak bardzo chcę żyć i zachowywać się jak dorosła, ale czym bardziej próbuję tym bardziej jestem zamknięta w tej skorupie dziecka!
Nienawidzę siebie tak bardzo!
Autem jeżdżę słabo i jestem sobą bardzo zawiedziona, a jeszcze bardziej tym, że boję się wsiąść za kierownicę sama.
 W dodatku od kilku dni podczas ćwiczeń bardzo boli mnie mięsień w dole brzucha, do tego stopnia, że nie jestem w stanie ćwiczyć na podłodze, tylko na miękkim materacu. Ale ćwiczyć muszę, tym bardziej na urlopie!

Drugi dzień z rzędu waga pokazuje 49,8kg.
Mdli mnie na myśl, że może podskoczyć.
W pracy wszyscy chudną na moich oczach!
Tylko ja dalej jestem grubasem!
NIE MOGĘ PRZYTYĆ NA TYM URLOPIE, NIE MOGĘ!
MUSZĘ SCHUDNĄĆ I SCHUDNĘ!

Koniec. 07/04/21

19:21 Spędziłam tutaj dużo czasu, jako Imprefect podpisywałam się jeszcze w gimnazjum. Nie ma już Imperfect, ta osoba już odeszła. Nazwa teg...