Mała kawa z mlekiem migdałowym.
Na śniadanie wie kromki orkiszowca, serek wiejski i pomidor+ winogron i dwa herbatniki (43 kcal)
Myślę, że obrzydzenie słodyczy idzie mi dobrze, bo teraz nawet w pracy kiedy tylko widzę słodkie mam alarm w głowie O N. Na razie będę jeszcze jeść coś słodkiego raz dziennie, ale w małych ilościach.
Wczoraj po pracy o 23:00 z nerwów zjadłam winogron, jabłko i tę nieszczęsne pół bułki z masłem!
Kiedy jego nie było to mi się nie zdarzało, ale wraz z nim wróciło wszystko inne.
Dlatego dzisiaj za karę 6-cio godzinne okno żywieniowe, do 13:20. I POTEM JUŻ NIC!!
Mama non stop mi dogaduje kiedy tylko wezmę coś słodkiego do ręki albo zjem tak, żeby się najeść. Boję się po prostu jeść przy niej, tak żeby się najeść. Bo zaraz słyszę '' Zostaw to, TYLE jesz? Nie za dużo? Potem zjesz. Mówiłaś, że tego i tyle już nie jesz.'' Wolałabym umrzeć niż to słyszeć.
Największym błędem było podanie mu hasła do Netflixa, bo dopiero teraz widzę jaka to była gra, a w rzeczywistości, nic a nic się nie zmienił. Trudno, najwyżej usunę konto, albo zadzwonię na infolinię. Robić i mieć- byle nie swoimi rękami. Bardzo tego żałuję. Jaka naiwna byłam! (Mama też uważa, że to moja wina i już mi dogadała, bo po co tak zaraz mu dawałam)
Będzie robił sobie pokój. Ok, ale przez to mama ma koniec urlopu i ciężko będzie z jej koncertem, a wiem, że bardzo by się z niego cieszyła. A to taka okazja!
Więc dzisiaj jadę wcześniej do psycholog przed pracą, a jutro pojadę jeszcze wcześniej jako alibi. Ale to nic oby tylko poszła na ten koncert, bo już chce odpuszczać i siebie stawiać na końcu. Musi się jej udać, bo naprawdę na to zasługuje.
Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie z psycholog bardzo mi pomoże, potrzebuję tego zwłaszcza teraz- kiedy on wrócił.
W rodzinie chyba są zazdrości o auto, bo kiedy jeżdżę to wiadomo, że nie będę rozglądać się na boki! Nie po takiej przerwie! Tym bardziej, żeby komuś pomachać. Ale teraz ciągle słyszę, jaka to ja dumna jestem, z taką zawiścią. Bo siedząc za kierownicą prostuję plecy? Bo w końcu po tylu latach udało mi się gdzieś pojechać? Co i tak jest niczym?
W pracy znowu jest gorzej, 3 tygodnie drugich zmian i tylko dwie na rano. W dodatku wszystko na odwrót niż mama. A sama jeszcze do miasta nie pojadę, bo nie czuję się na siłach.
Czuję się tak grubo, że aż się sobą brzydzę.
Było tak pięknie, a zawaliło się tak nagle, że nawet nie wiem gdzie i kiedy. Po prostu runęło. Wszystko.
Przynajmniej podjęłam decyzje. Muszę postawić na niemiecki i angielski, zamiast na matmę. I tak nie będę mieć bez niemieckiego pieniędzy na studia, a dzięki tym dwóm językom przynajmniej się uwolnię.
Muszę jeszcze obrzydzić sobie pieczywo i masło.
Zgubić 2 kilo i błagam niech nie wracają nigdy więcej.
Dzisiaj umyć włosy, pojeździć i psycholog. Musze dać radę.
Dzisiaj umyć włosy, pojeździć i psycholog. Musze dać radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz